wtorek, 31 lipca 2012

Eko ulotki

Wszyscy wiemy, że wszelkiego rodzaju użytkowanie papieru wiąże się z niszczeniem amazońskich lasów, żeby wytworzyć papier, a z drugiej strony papier jest surowcem który się najszybciej rozkłada i nie zanieczyszcza środowiska. Więc złotego środka ewidentnie brak. Ale.
Gazetki promocyjne, które znajdujemy pod naszymi drzwiami /szczególnie takie które nas kompletnie nie interesują/ doprowadzają nas do szału, robiąc wielki bałagan. Nie lubimy tego i nie godzimy się na niszczenie lasów.
Każdy może jednak obejrzeć gazetkę jaka go interesuje wchodząc na stronę internetową danego sklepu, ponieważ większość dużych sklepów stacjonarnych ma swoje www a na nich gazetki w formie elektronicznej. 
Ja jednak buszując wczoraj w necie natknęłam się na bardzo fajne rozwiązanie.
Jakiś "pomysłowy Dobromir" wpadł na pomysł aby stworzyć stronę http://www.ekoulotki.pl/ na której będziemy mogli pooglądać wszystkie aktualne gazetki promocyjne.



Gazetki mamy podzielone na kategorie tematyczne poczynając od AGD a kończąc na ZDROWIU. Oglądamy tylko te które nas interesują, wybieramy produkty które chcemy kupić i lecimy do sklepu.
Na stronie możemy również znaleźć kody rabatowe do sklepów, porady ekologiczne jednym słowem dla każdego coś miłego.
Z gazetek które znajdujemy na naszych wycieraczkach możemy sobie upleść taki koszyczek :)



Ale o tym innym razem.

A Wy co robicie z gazetkami promocyjnymi?

czwartek, 26 lipca 2012

Upały, upały masssakra

I dopadło nas i to kolejny raz tego lata. Upały to dla mnie koszmarny czas, kiedy jest się w domu ściany się gotują, komody się topią, kwiaty zdychają. Istny koszmar! Kąpiel co 5 minut nie pomaga bo jak już się wychodzi spod prysznica znów pot stoi na nosie. Lody, zimna sałatka owocowa, piwko pomagają na chwilę, ale trzeba sobie jakoś radzić. Dlatego postanowiłam, że zostawię wam wymyślenie jak sobie radzić z gorącem naszego ciała od strony wewnętrznej a napiszę wam jak się schładzać i jak radzić sobie z potem, czyli zajmę się zewnętrzną stroną ciała.
Najczęściej potliwość występuje pod pachami, mimo ich bardzo częstej pielęgnacji pot pojawia się szczególnie w czasie upałów. Ja zwykle używam naturalnych dezodorantów ostatnio Crystal i myślę, że z nim zostanę. Niestety dezodorant ten nie blokuje nam wydzielania potu, ale tylko neutralizuje przykry zapach, więc może się nie sprawdzić jeśli chcemy zapobiegać mokrym plamom na ubraniach.
Nadmierna potliwość może być spowodowana chorobami takimi jak, cukrzyca, nadciśnienie, otyłość czy nadczynności tarczycy i w takich przypadkach musimy udać się do lekarza. Zakładając jednak, że nic nam nie dolega możemy podjąć próby poradzenia sobie z tym problemem w naturalny sposób.
Naturalne sposoby na zmniejszenie potliwości mogą pomóc ale gwarancji nie ma, tak jak przy niemal każdym kosmetyku, jest ryzyko.


Mimo wszystko można spróbować je zastosować i samemu stwierdzić czy działają.
Codziennie róbmy sobie kilkuminutowy okład na pachy z mocnego naparu z czarnej herbaty. Zawarta w niej tanina zmniejsza potliwość. Niekiedy aby zapobiec nadmiernej potliwości możemy zaparzyć sobie herbatkę z melisy i chmielu, ale musimy ją pić regularnie, albo zastosować kąpiel ziołową: 100 g szałwii, 50 g kory wierzby i 25 g rumianku na 4 l wody i taką mieszanka obmywać całe ciało. Aby nasze zabiegi były skuteczniejsze możemy w aptece kupić tabletki z szałwii /koszt około 8-10zł/ i zażywać zgodnie z informacją na ulotce.
Pamiętajmy również o przewiewnym ubraniu najlepiej lnianym lub bawełnianym.

A Wy jak zapobiegacie tej przypadłości?

środa, 25 lipca 2012

Tym razem książkowo

Jak wszyscy czytacze książek wiedzą  książki są niestety bardzo drogie, pozycje bestsellerowe potrafią kosztować po 40 zł i więcej. Tak więc jak tylko usłyszałam że będzie można kupić książkę za 4,99 zł która uznawana jest za światowy bestseller kryminalny, bardzo się ucieszyłam. Kolejna dobra wiadomość to taka, że co dwa tygodnie będą ukazywały się kolejne tomy niestety już nie w cenie 4,99 zł a 13,99 zł ale to zawsze połowę tego co musimy zapłacić w księgarni.



Ostatnio byłam i kupiłam więc wiem. Mój sposób na kupowanie książek jest taki, że na zakupy zabieram mamę która też lubi sobie poczytać ona kupuje jedna ja drugą książkę a potem się wymieniamy. Nie wiem co jest ze mną nie tak ale nie znoszę wypożyczac książek z biblioteki.
Też tak macie? Ale wracając do tematu autorka bestsellerowych kryminałów wkracza na nasz rynek i mam nadzieje, że nas czytelników nie zawiedzie. Może nie jest to literatura  wysokich lotów, ale coś lekkiego, zabawnego na pewno przyda się na letnie wieczory.
Jak tylko skończę moją Pasje według św. Hanki biorę się za tego różowego cukiereczka.

Na wizaż.pl znajdziecie notkę z tytułami pozostałych części.

wtorek, 24 lipca 2012

Zapomniane kremowe odkrycie

Już jakiś czas zbierałam się do porządków w mojej szafce z kosmetykami pielęgnacyjnymi. Nie mogłam się zmobilizować bo mam tego trochę, i wiecznie coś w siebie wcieram jak to mówi moja mama :). Do szafki podchodziłam jak pies do jeża. Wystawiłam wszystko i okazało się że nalazłam tylko jeden kosmetyk przeterminowany, a jak na mnie to sukces, były czasy że pół szafki lądowało w koszu. Na szczęście przestałam gromadzić je na potęgę. Z czystej chęci posiadania zmieniłam swoją politykę na bardziej racjonalna. Sprawdza się, bo w koszu nic prawie nie ląduje, a ja oszczędzam i czas i pieniądze. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek. Na samym końcu szafki odkryłam krem z czasów kiedy wszystko jeszcze gromadziłam na wypadek wojny lub jakiegoś innego kataklizmu. Krem na dzień Cosmetix Organix, jest to krem do każdego rodzaju skóry.


Odkręciłam powąchałam - zapach średni prawdę mówiąc. Nie mogę go porównać go do żadnego innego produktu tej firmy bo nigdy innego nie miałam, a nie nie wróć mam peeling solny, ale peeling to nie krem i zapach zupełnie inny. Aby zapobiec przykrej niespodziance zajrzałam na wizaz.pl i moje obawy rozpłynęły się. Krem ma same pozytywne opinie. Tak czy siak używam go od dwóch tygodni i spisuje się świetnie. Cera jest nawilżona, jędrna, nie wyskoczyły mi żadne niespodzianki. Opakowanie to duży słoiczek o pojemności 50ml, powinien wystarczyć na minimum dwa miesiące codziennego stosowania.
Krem posiada certyfikaty:

          certyfikat ecocertnie testowane na zwierzętachvegan
Aktywny krem na dzień pielęgnuję i nawilża skórę twarzy. Krem dostarcza skórze odmładzające właściwości szwajcarskiej rośliny Edelweiss, Artemisia i Szanta.
Te rośliny lecznicze zwalniają proces starzenia się skóry, zapobiegają powstawaniu zmarszczek głębokich oraz poprawiają elastyczność i witalność skóry. Chronią przed procesem stresu oksydacyjnego i reakcjami wywołanymi przez promieniowanie UV.
Rośliny działają kojąco na podrażnioną skórę.
Krem nawilżający zawiera :
-witaminę E,
-olej jojoba,
-oliwę z oliwek,
-skwalen,
-masło Shea
-aloes

- w 100% naturalny zapach
- bez parabenów,
- bez glikolu,
- bez sztucznych barwników
- bez silikonu
- bez Phenoxyethanolu
- bez PEG i SLS
- fizjologiczne pH
- hypoalergiczny

Krem można kupić w sklepach zielarskich, internetowych w cenie około 28-35zł.

A Wy stosujecie jakieś eko kremy?

środa, 18 lipca 2012

Yerba Mate - kolejne podejście

Nad tym postem myślałam już od dłuższego czasu, robiłam różne próby. Próbę cukru, próbę miodu, próbę cytryny, próbę soku malinowego i co? I nic? Ani jedna "próba" nie zakończyła się sukcesem. Jednym słowem wielka KLAPA.
Yerba Mate , bo właśnie z nią mi nie poszło zmagam się już bardzo długo. Jakiś rok temu przeczytałam tonę różnej literatury, naoglądałam się filmików na YT i postanowiłam spróbować. Na allegro zakupiłam niewielki zestaw dla początkujących czyli tykwę, bombillę i jak mi się wtedy wydawało najłagodniejszą Yerbę.


Yerba Mate to suszone liście (czasem drobne patyczki) pozyskiwane z ostrokrzewu paragwajskiego (łac. ilex paraguariensis)„herbata” stworzona przez naturę – by skutecznie „ocucić” ludzi zmęczonych ciężką pracą w podzwrotnikowym klimacie. Szczególnie ceniona jest w Argentynie, Paragwaju, Urugwaju, Chile, Boliwii czy Brazylii, gdzie jest używana z taką co najmniej częstotliwością jak na starym lądzie pija się zwykłą, czarną herbatę. Jak żaden inny napój ożywia ciało i umysł w sposób zupełnie inny niż kawa (mateina – zawarta w liściach tego krzewu, pobudza jeszcze mocniej niż kofeina.
Gdy Hiszpańscy konkwistadorzy przybyli do Argentyny w poszukiwaniu złota i srebra, znaleźli Yerba Mate w zamian… Roślina ta wówczas, dla rdzennych mieszkańców Argentyny była niezastąpionym skarbem. Ludy z plemienia Guarani używały Yerba Mate do jedzenia, picia i leczenia rozmaitych chorób. Późniejsi robotnicy ziemscy, pracujący na tzn. „pampas” gromadzili się po ciężkim dniu pracy, przy ognisku, parzyli Yerba Mate w prymitywnych naczyniach (mate), siadywali w kręgu i popijali Yerbę „puszczając w obieg” bombille (rurka zakończona sitkiem) za pomocą której w wygodny sposób można odsączyć ożywczy napar spośród pokruszonych liści.
Dzisiaj Yerba mate jest ulubionym napojem milionów ludzi na całym świecie! Współczesny człowiek docenia jej walory pobudzające, dodające energii, ale teraz wiemy również, że Yerba mate jest bogata w witaminy C, B1, B6, oraz niacynę, minerały – takie jak wapń, fosfor, żelazo, magnez, potas oraz sód.
/opis pochodzi ze strony www.yerbastory.pl/


Po przeczytaniu "całego" internetu wiedziałam na jej temat chyba już wszystko - tak mi się przynajmniej wydawało. Począwszy od curado czyli przygotowania naczynia do pierwszego użycia, aż po gotowy pełnowartościowy napar. Nie będę wam opisywać dokładnie całego procesu bo w sieci są strony poświęcone tej tematyce i doskonale to obrazują.
Zgodnie z przepisem wsypałam do matero /naczynia/ suszu do połowy i zalałam woda o temperaturze 75 stopni. Do tego celu nawet zakupiłam odpowiedni termometr do mierzenia temperatury wody :) btw teraz używam go do sprawdzania temperatury pieczeni :).
Odczekałam odpowiednią ilość czasu.....siorbnęłam łyk przez bombillę.....i.......zamarłam. Niezbyt wiedziałam co mam zrobić z wessaną do moich ust cieczą...łykać???? wypluć???? ostatecznie łyknęłam. Ale co to był za smak! Niedoopisania. Gorycz, gorycz. Mój język stanął kołkiem w ustach, moje kubki smakowe doznały szoku. Piołun i dziegieć chyba mają lepszy smak. A z resztą minął rok a ja nadal mam go w pamięci. To było dość traumatyczne przeżycie.
Ale nic...zestaw wylądował w szafce i zapomniałam o nim na ładnych kilka miesięcy. Ale ostatnio weszłam jak zwykle do mojego ulubionego zielarskiego i zobaczyłam inne gatunki Yerba Mate, zagadałam do bardzo miłego pana sprzedawcy i dowiedziałam się, że prawdopodobną przyczyną mojego niepowodzenia była ilość yerby wsypana do matero. Pan swiertdził, że pół naczynia to jak dla początkującego mateisty może być niezbyt zachęcające. Nie kupiłam niestety innych gatunków ponieważ posiadał tylko duże opakowania a nie chciałam się kolejny naciąć na coś niekoniecznie smacznego.
Po powrocie do domu postanowiłam dać mojej Yerbie kolejna szansę. Tym razem wsypałam dwie łyżeczki suszu i dalej postępowałam jak wcześniej w instrukcji, czyli woda 75 stopni i chwilka na naparzenie. Tym razem nie było tak źle, smak był nadal dość intensywny i gorzki ale za to zapach nie nastrajał mnie relaksująco. Śmierdziało trochę jak brudne skarpety. Więc i tym razem zaliczyłam niecelny strzał, próbowałam ja również doprawiać, ale też klapa.
Moje matero nadaje się teraz  do zasadzenia w nim kwiatków, albo parzenia herbatek owocowych lub ziółek na uspokojenie :)

A Wy próbowałyście kiedyś Yerba Mate?

wtorek, 17 lipca 2012

Naturalne metody walki z bezsennością

Czasami pogoda nie nastraja nas dobrze i najchętniej cały dzień spedzilibyśy w łóżu, jak nie pod ciepła kołderką to na pewno pod kocykiem. A jeśli mielibyśmy do dyspozycji jeszcze ciepłą herbatkę lub jakiś inny napój, może być małe alko to już by było super. Nieraz zdarza się, że nawet po wieczornej lampce wina nie możemy zasnąć po całym dniu, w pracy, na uczelni. Bywa różnie, czasami pomogą nam najprostsze sposoby takie jak ciepła kąpiel w naszym ulubionym płynie do kąpieli. Ja niestety nie posiadam wanny więc do tego celu używam prysznica z dość ciepła woda i żelu o zapachu lawendy który uwielbiam.



Kolejny sposób to kubek ciepłego mleka, na mnie to niestety nie działa, ale chyba dlatego, że nie lubię ciepłego mleka, ale na moją córcię jak najbardziej działa i ona sama mówi że ją to "uspokaja" :).


Musimy pamiętać żeby pokój w którym śpimy był wywietrzony, na pewno nam to pomorze zasnąć. Łóżko na którym spędzamy 1/3 życia też powinno być wygodne, dość twardy materac ukoi ból pleców i pozwoli spokojnie nam wypocząć i zebrać siły na następny dzień. Pozostając przy łóżku ważna jest też pościel. Pościele z pierza dość często nas uczulają ponieważ "mieszkają" w niej roztocza które są alergenami. Wełniana jest dobra dla osób z problemami stawowo-reumatycznymi /niby dla mnie/, ale ja i moja rodzina jesteśmy fanami pościeli poliestrowej. Jest antyalergiczna i bardzo łatwo utrzymać ją w czystości. Nic w niej nie "mieszka"! Można ja prać w pralce lub jeśli się nie mieści zawieźć do pralni chemicznej gdzie doporowadzą ją do ładu.
Dobrze by było żebyśmy chodzili spać o jednakowej porze wtedy nasz organizm wiedziałby kiedy dzień a kiedy noc, ale z doświadczenia wiem, że jest to mało realne.


A oto kilka przepisów na aromatyczna kąpiel - nie są one mojego autorstwa i pochodzą gdzieś z sieci :) ale mogą się przydać.

AROMATYCZNA KĄPIEL W NAPARZE Z KWIATÓW LIPY
Potrzebujemy 300 g kwiatostanów lipy i 5 litrów wody. Wodę zagotowujemy, po czym dorzucamy podaną ilość ziół i zaparzamy pod przykryciem 30 minut. Po tym czasie odcedzamy napar i wlewamy do przygotowanej kąpieli.
Relaksacja oraz rozgrzanie przed pójściem do łóżka jest doskonałym rozwiązaniem w walce z bezsennością. Taka kąpiel świetnie nam w tym pomoże. Dodatkowo miły zapach uspokoi nasze zszargane nerwy. Z pewnością przypomną nam się ciepłe wakacyjne miesiące, kiedy to zakwitają drzewa lipy.


AROMATERAPIA PRZY KĄPIELI
Do wanny z gorącą wodą dodajemy:
5 kropli olejku lawendowego,
3 krople olejku jałowcowego,
1 kroplę olejku tymiankowego,
1 kroplę olejku pomarańczowego.
Wygrzewamy się w wannie przez pół godziny. I obowiązkowo myślimy o czymś przyjemnym!


A teraz coś dla pełnoletnich:

WINO Z DODATKIEM MELISY
Do słoika wlewamy 3 szklanki wina gronowego. Dodajemy 10 dużych łyżek suszu melisy (dla polepszenia aromatu można dodać parę świeżych listków tej rośliny). Słoik zakręcamy i odstawiamy na trzy dni. Po tym czasie wino odcedzamy. Pijąc kilka razy dziennie lub przed snem powinniśmy pozbyć się problemu zaburzeń snu.

Mam nadzieję, że te kilka naturalnych sposobów u Was się sprawdzi.
A może Wy macie jakieś inne sposoby na walkę z bezsennością?

poniedziałek, 16 lipca 2012

Malutkie zakupy :)

Cały czas coś się dzieje i brakuje mi doby, żeby coś naskrobać na blogu. Ale nic ! Powiedziałam sobie, że już dzisiaj to basta i musi się coś pojawić. Hmmm a może po prostu weny mi brakowało. Tak na prawdę nie było mnie przez cały tydzień w domu a tam gdzie byłam po pierwsze kiepski dostęp do internetu a po drugie wszystkie moje inspiracje zostały w mieście :).
Dzisiaj wybrałam się na małe zakupy, przebyłam pół miasta i tak na prawdę niewiele kupiłam, ale jestem zadowolona, nie wydałam dużo i właściwie tylko na rzeczy które potrzebowałam.
Dwie rzeczy kosmetyczne i jedna hobbystyczno-relaksacyjna :).
Szampon do włosów Green Pharmacy, a że moje włosy latem wymagają częstszego mycia. Szampon jest przeciwłupieżowy z cynkiem, dziegciem i brzozą. Zobaczymy jak się sprawdzi. Firma na głównej etykiecie chwali się, że kosmetyk jest naturalny, ale po przestudiowaniu tylnej etykiety z naturą to on ma niewiele wspólnego. Szampon ma 350 ml i za cenę  około 7,50 wychodzi dość korzystnie. Na pewno jak go przetestuję coś jeszcze o nim napiszę, teraz na gorąco to tyle.


 Kolejny produkt to zupełnie spontaniczny zakup, ale spowodowany tylko potrzebą. Nivea pure&natural tonik oczyszczający. Posiada 95% naturalnych składników wiec jest juz o wiele lepiej niż w przypadku szamponu. Posiada bio olejek arganowy i bio aloes. I co najważniejsze nie zawiera parabenów, barwników, silikonów i olejów mineralnych. Tak czy inaczej to czy jest dobry czy nie wyjdzie "w praniu".


I to były moje kosmetyczne zdobycze a teraz chwila relaksu czyli najnowsza książka Anny Janko. Nie będę wam robić dokładnych opisów, ale słyszałam o niej wiele, wiele dobrego i dzisiaj się za nią zabieram. Bo przeczytałam juz wszystko co miałam we własnej biblioteczce.


Aha i nowe ubranko dla moich oczek :)


A może Wy polecicie coś ciekawego do czytania?

środa, 4 lipca 2012

Cooco - olej kokosowy

Kilka tygodni temu dzięki uprzejmości Pani Małgosi z firmy COOCO otrzymałam do testów olej kokosowy. Nigdy nie używałam tego typu produktów i byłam bardzo ciekawa jego działania. Okazuje się, że olej ten ma bardzo szeroki wachlarz zastosowań. Można go używać do celów tak spożywczych jak i pielęgnacyjny. Tak na ciało jak i na włosy. Cud miód i orzeszki.
tak jak podaje producent na opakowaniu jest to najzdrowszy olej świata - wysokiej jakości olej kokosowy - tłoczony jest na zimno ze świeżego miąższu kokosa, bez uprzedniego suszenia oraz bez użycia środków chemicznych i wysokiej temperatury, posiada naturalny zapach i smak. Doskonały do użytku wewnętrznego (świetnie nadaje się do smażenia i pieczenia), jak i zewnętrznego (jako najlepszy naturalny balsam do ciała, idealny do cery suchej, łuszczącej się, doskonały na maseczkę czy serum do włosów, opóźnia efekty starzenia oraz siwienia włosów). Posiada wiele prozdrowotnych właściwości, które zawdzięcza szczególnemu połączeniu kawasów tłuszczowych z innymi wartościowymi składnikami, m.in. witaminami z grupy B1, B2, B3, C, E, kwasem foliowym, potasem, wapniem, magnezem, żelazem, fosforem, cynkiem. Polecany dla ludzi z problemem nadwagi
(0 cholesterolu, 0 cukru), jak również dla wegan i wegetarian.


 Coś co bardzo mnie zaciekawiło to to, że producent podaje , że zastąpienie dziennego spożycia tłuszczów olejem kokosowym może spowodować spadek wagi o około 0,5kg tygodniowo.

Pierwsze wrażenie jakie odniosłam po otworzeniu pudełka to przecudny zapach kokosa. Miałam różne produkty kokosowe ale żaden nie pachniał tak intensywnie i niechemicznie.


Pierwszym testem był test spożywczy. Postanowiłam usmażyć jajecznicę. Chyba nie był to najlepszy pomysł ponieważ moja jajecznica miała lekki posmak kokosa i wydawało mi się że ma lekko słodkawy posmak. Postanowiłam się jednak nie poddawać i na kolejny obiad przyrządziłam "chińczyka" i to był strzał w 10! Pierś z kurczaka, warzywa /mieszanka chińska/ wszystko podsmażone na oleju kokosowym, odrobina sosu sojowego. Pyszne jedzenie, które smakuje bardzo orientalnie dzięki aromatowi oleju kokosowego.

Uznałam, że test spożywczy został zaliczony mimo małej wpadki z jajecznicą.

Kolejnym krokiem było położenie oleju kokosowego na włosy. Na suche włosy nałożyłam niewielka ilość, część wtarłam w skalp. maska okazała się bardzo fajna, bardzo ładnie odżywiła i nawilżyła moje włosy. Należy jednak pamiętać żeby zmywać ją szamponem który dobrze oczyszcza.
Taka maskę stosowałam dwa razy w tygodniu i efekt był zadowalający.

Ostatnie testy dotyczyły ciała. Niekoniecznie lubię stosować balsamy, ale testy to testy i musiałam do tego podejść profesjonalnie. Po kąpieli na jeszcze wilgotne ciało nałożyłam rozgrzany w dłoniach olej kokosowy i czekałam na efekty. Wchłaniał się dość długo, ale  nawilżenie było doskonałe, a piękny zapach utrzymywał się jeszcze na drugi dzień.

Moja ocena to 4+/5 i myślę że jeśli będę miała możliwość na pewno do niego powrócę.

Skład: 90% nienasycone kwasy tłuszczowe, przewaga kwasu laurynowego (46%) nad pozostałymi kwasami daje ochronę przed infekcjami oraz wzmacnia cały system odpornościowy (podobne proporcje znajdziemy w mleku matki).
Konsystencja: poniżej 24 stopni biała masa, powyżej 24 stopni płynny lekko żółty olej, odporny na ciepło.


Olej dostępny jest na stronie www.cooco.pl w dwóch pojemnościach: 300 ml - 39 zł i
650 ml - 69 zł. Wystarczy napisać maila do Pani Małgosi i za kilka dni możecie cieszyć się własnym olejem kokosowym.

A Wy używacie, a może używałyście oleju kokosowego?